poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział IV

No dobra... Więc mamy spory problem. Po za tym rozdziałem, mam jeszcze tylko kolejny, i naprawdę- nie mam pojęcia co dalej. Znaczy mam, ale nie wiem, jak to sensownie zobrazować tak, byście widziały to moimi oczami... Krótko mówiąc, kompletnie brak mi weny do ciągu dalszego. Nadal... oO
A, i rozdział również jest... krótki. W przeciwieństwie do piątki, ale jej nadal nie wstawię. Nie, póki nie napiszę rozdziału szóstego.
Całuję! ;*

******

Gdy Flora jednak po chwili przypomniała sobie o oddychaniu, rzuciła mi się na szyję tak, że nie oddychałam ja, i to wcale nie z wrażenia.
-Ja pierdolę!!! Jak Ty Ich tu ściągnęłaś?! No nie wierzę!- piszczała. Ja też nie wierzyłam. No bo kurwa, na to akurat nie wpadłam... To może być naprawdę ciekawa impreza. Gdy Flora zeszła ze mnie, i Tom zaczął składać Jej życzenia patrząc na Nią tak, że gdyby miał umiejętność rozbierania wzrokiem, byłaby już naga, ja opierdzieliłam Billa.
-Nie mogliście mi powiedzieć, że macie w planach taki tam sobie wypad do Polski w ramach urodzin mojej przyjaciółki?
-O rany, Alicja, nie wyolbrzymiaj. Przecież to chyba najlepszy prezent jaki mogła dostać, nie?- odpowiedział, z szerokim uśmiechem.
-No jasne, ale chyba miałam prawo o tym wiedzieć. Zwłaszcza, że teraz ta impreza będzie się kręcić tylko wokół Was!- podniosłam ton. Byłam mega szczęśliwa patrząc, jak Flora obejmuje się w ramach życzeń z miłością swojego życia Tomem, ale jednocześnie podkurwiona o to, że to się potoczyło kompletnie bez mojej wiedzy. Nienawidziłam tak naprawdę po prostu o czymś nie wiedzieć...
-Jaka Ty jesteś nerwowa! Nie wszystko musisz mieć pod kontrolą. Mówiłem, że będzie pezent lepszy niż podpisy, przyjechaliśmy dla Was, a Ty się dąsasz. Kurwa, dobrze, że nie jesteśmy jednak rodzicami Małej Ani, bo przy Twoim charakterku byśmy się pewnie pozabijali- wykrzyczał, nabijając się i przedrzeźniając moją intonację. Ooooo kurwa. No fajnie ma!
-Eeee... Ala, mogłabyś porozmawiać z Florą? Bo zaczynam mieć wrażenie, że zaraz zamiast imprezować, będziemy dzwonić po karetkę i kierować się do szpitala!!- przerwał nam Tom. I dzięki bogu za to. Co ten Bill sobie w ogóle wyobraża?
Wzięłam Florę za rękę na balkon. Odpaliłam nam po fajce.
-Oddychasz?- spytałam, podając jej papierosa. Ręce jej drżały, i miała szklanki w oczach.
-Tak, jasne... tylko nadal nie mogę w to uwierzyć, że Oni tu są. Wszyscy. Zwłaszcza Tom. Tak po prostu są w moim mieszkaniu, w trakcie mojej imprezy urodzinowej. Składając mi życzenia. Przynosząc tort. I prezent. I chuj z tym prezentem w sumie. Po prostu tu są... O ja pierdolę...- powiedziała, pokazując swe wszystkie zęby w wielkim uśmiechu. Cóż, przynajmniej prezent niespodzianka się udał. No kurwa, naprawdę jestem zajebista.
Flora chyba doszła do siebie, bo zaczęła normalnie oddychać i przestała się telepać jak galaretka. Znaczy, telepała się nadal, ale ciut mniej...
Gdy weszłyśmy do środka, Chłopaki już siedzieli ze wszystkimi. No włąśnie. Wszyscy sedzą. Na kanapie, krzesełkach, a nawet na podłodze, po turecku... Szok.No, prócz Pauli i Tomka, którzy najwyraźniej byli zainteresowani o wiele bardziej sobą nawzajem, i gdzieś tam wyszli, chyba do pokoju brata Flory. KURWA. Oni tu naprawdę siedzą, i to wszystko dzięki mnie. O rany...
No więc przez 20 minut na wstępie słuchaliśmy o pewnej bardzo zdesperowanej, i szalonej jednocześnie dziewczynie, która wpadła do Nich mówiąc, że ma dziecko z Billem, choć tak naprawdę w życiu się nie widzieli. I o tym jak Ich przekonałam, i takie tam. W sumie, dość zabawnie to wyglądało z ich perspektywy. Potem Flora poopowiadała, jak to unikałam tematu wyjazdu do LA, i w końcu wie, dlaczego. A potem Tom wszem i wobec oznajmił, że to jest impreza Flory, więc nie opowiadają o sobie kompletnie nic więcej, a impreza ma wrócić z powrotem na swój tor, po czym wziął Ją do tańca. I kolejnego, i kolejnego... gdzieś tam w między czasie pakując sobie przerwę na drinki, czy ewentualnego papierosa... No, a niech mi Ją dzisiaj tylko tknie. Nogi Mu z dupy powyrywam...!

Kurwa, skąd w ogóle na pendrivie z muzyką wzięła się piosenka `When a man loves a woman`?! Flora prawie się rozpłynęła, gdy starszy ponoć Kaulitz wziął Ją po raz kolejny w swe ramiona. Większość poszła za Nimi, część do kuchni... No dobra,, idę na balkon zapalić.
Rany, piękna noc, mnóstwo gwiazd, i cholernie ciepło. Fenomenalnie...
-Naprawdę jesteś zła?- usłyszałam rozżalony głos Billa, idealnie wchodzący między wersy Percy'ego w tle.
-Nie. Po prostu nienawidzę nie mieć czegoś pod kontrolą w trakcie imprez, które po części organizuję.- odrzekłam, podając Mu ognia do papierosa którego dopiero zdążył wsunąć między swe wargi. Hm, jak na siebie, nawet całkiem męsko wyglądał. Biała koszula z podwiniętym rękawem do łokci, czarne nawet w miarę luźne jak na Niego spodnie, włosy zaczesane do tyłu... Wszystko pięknie, gdyby nie to, że musiało być choć trochę makijażu.
-Długo się przyjaźnicie?- spytał, zaciągając się. Przekalkulowałam odpowiedź na szybko w swym wypitym umyśle.
-No, już 5 lat stuknęło. Kurwa. W sumie sporo.- odpowiedziałam, delikatnie drgając. Hu, chyba jednak wcale nie jest tak ciepło. Spojrzałam na Billa, i moje oczy zderzyły się z jego czekoladowym, obojętnym spojrzeniem.
-I byłaś w stanie pojechać do LA tylko po to, by mieć dla Niej nasze podpisy? Sporo zachodu.- rzekł, subtelnie chrząkając na sam koniec. No tak w sumie, to miał rację.
-Ale jak widać, dostałam o wiele więcej, więc... chyba się opłacało.- uśmiechnęłam się, puszczając Mu oczko. O rany, muszę być na prawdę wstawiona! Wzdrygnęłam się na myśl o swojej głupocie pod wpływem alkoholu, na który reagowałam... różnie. Och nie!
-No tak, w końcu nie na każdej domówce z okazji urodzin pojawiają się takie Gwiazdy- w odpowiedzi Bill zapatrzył się w samego siebie. Cholerny narcyz. I ten pieprzony uśmiech z kurwikami w oczach... No ta...
-No tak, nie na co dzień oglądamy tu wokalistów umalowanych lepiej ode mnie, choć to ja nakładam naprawdę całkiem sporo tapety- wyszczerzyłam zęby, a On w odpowiedzi dźgnął mnie pod żebra, robiąc krzywą minę. Zaciągnęłam się po raz kolejny, gdy nagle zobaczyłam, że przygląda się nam z pokoju Mati. O cholera...
-Bill? Przytuliłbyś mnie? Trochę mi chłodno...- spytałam, będąc świadoma, że po alkoholu mi wolno. Chyba... Nie no, na pewno. A co, jak nie? Nie no, dobra, wolno Ci. A co!
-Jasne, przecież jesteś prawie matką prawie mojego dziecka- uśmiechnął się tym swoim cwanym uśmieszkiem, podszedł od tyłu, i objął mnie tak, że aż mi się nogi ugięły. Mhmm... dawno nie byłam w męskich objęciach... i ten zapach... i ile On z siebie ciepła wydawał... O kurwa... Potrzebuję chyba faceta.
-No, to kim On jest?- wyrwał mnie z rozmyślań Kaulitz.
-Ale kto?
-No... Chłopak który na nas patrzy, i który ma widzieć, jak Cię obejmuję...- wyszeptał, nachylając mi się nad uchem, a mi aż dreszcze przeszły. Ewidentnie za dużo alkoholu na dziś.
-Przecież nie jestem głupi, nie bez powodu dziewczyna która ewidentnie nie darzy mnie nie wiadomo jak wielką sympatią, chce się przytulać...- dodał, sprawiając, że przypomniałam sobie, iż wcale nie powinnam tak na Niego reagować...
-Można powiedzieć że coś w deseń byłego. Może kiedyś opowiem Ci całą historię, jak jeszcze będzie jakoś na to czas...- wysunęłam się z jego ramion, wyrzucając papierosa. Łał, Mateusza przy oknie balkonowym ani śladu!
-Mam nadzieję, że będzie!- uśmiechnął się, wziął mnie za rękę wciągając do pokoju, i od razu zrobił nam po drinku.

Powiedziałabym, że moje nudne, szare życie się odmieniło, bo przecież piłam z gwiazdą, gdyby nie fakt, że nie jestem jego fanką, i w sumie, to jednak z powodu jego sławy bardzo mi wszystko jedno.
Ogólnie to jakoś nie wiadomo jak niesamowicie na mnie nie działał, nie piszczałam na jego widok, nie mdlałam Mu w ramiona, i nie wyznawałam miłości, ale mimo wszystko zaczynał mi przypadać do gustu. Ewidentnie dobrze się dogadywaliśmy. O dziwo. Ja chyba zaczynałam po prostu wariować... Boże, Ali, naprawdę?! Dziewczyno, ogarnij się, jesteś na imprezie a rozmyślasz o swoich kontaktach z chłopakiem, którego pewnie widzisz ostatni raz na oczy. No właśnie... Mam nadzieję, że Florze nie złamie serca spotkanie pierwsze i ostatnie z Tomem. Bo gdy tak na Nich patrzę... To mam wrażenie, że Ona to gdyby nie Tom który Ją podtrzymuje, to leżała by gdzieś tam między telewizorem a Jego nogami, po tym, jak rozpłynęła by się w jakąś dziwną maź. Czy coś. Hah, będzie co wspominać. Ewidentnie...

***


Tańczyła z Tomem. Kurwa, naprawdę to robiła ! Zdała sobie sprawę nagle z tego, że kocha Ali jeszcze bardziej, niż 3 godziny temu, chociaż i wtedy kochała Ją nad życie. Jejku, no właśnie! To już 3 godziny! Jest druga. Nawet nie zauważyła wcześniej, że już kilka osób wyszło. Paula z Tomkiem również, twierdząc uparcie, że Tomek odwiezie Ją nocnym do domu i dopiero wróci do siebie. Jasne, odwiezie Ją do Niej... Ciekawe tylko, czy po drodze hotel, krzaki, czy  może jednak po prostu wylądują u Niej bądź u Niego.
Wklejona w jego ramiona, nie mogła wciąż uwierzyć, że tu są. Że z Nimi pije, pali, robi sobie zdjęcia, których oczywiście teoretycznie nigdy nie ujrzy nikt z po za tej imprezy, no i co chwilę jest w objęciach... TOMA. I przez cały czas przegadują siebie nawzajem, jakby znali się już nie wiadomo ile czasu. W życiu nie czuła się szczęśliwsza...
Opowiadał Jej o koncertach, trasach, o bracie i chłopakach, o milionie fanek, niestety takich, jak Ona... ale było wszystko jedno Jej o czym mówił. Bo tu był. I mówił. Do Niej, i tylko do Niej. I pewnie już nigdy więcej nie będzie miała szansy z Nim tak pogadać, a co dopiero zatańczyć w jego ramionach. Najpiękniejsze urodziny w Jej życiu, nie ma co. Była tak zafascynowana samą sytuacją, że nie zauważyła, iż Tom już jakieś dwie godziny temu stanowczo przestał traktować Ją jak zwykłą, piszczącą na Jego widok  fankę, i rozmawiał z Nią o wiele luźniej niż na samym początku. Och, i nadal patrzył na Nią, rozbierając Ją wzrokiem zwłaszcza, gdy oblizywała wysuszone od alkoholu wargi. W sumie, mógłby Ją śmiało wziąć tam u Niej w pokoju, na tym wielkim łóżku. No, i nie była by to taka zła opcja. Ale wtedy jego brat by Go zabił, bo obiecał, że nic takiego nie odwali. Po za tym, coś Ją jednak różniło od Nich wszystkich. Była taka... normalna. Gdy już ochłonęła, i dotarło do Niej że Oni to Oni, zaczęła Go traktować jak zwykłego faceta. Dogryzali sobie nawzajem, kilka razy nawet dostał od Niej w łeb za głupie odzywki... To było... stanowczo coś nowego, jak dla Niego.

Wszystko się kiedyś kończy. Żegnali się z Tomem nadzwyczaj czule, jak na fakt znajomości fanka-idol, gdy Ali przepychała się z Billem, dobrze zrobieni, dopiekając sobie nawzajem. W końcu, po kilku minutach pożegnań, zaczepek wokalisty i ciemnowłosej, i śmiechów Georga i Gustava, których Ali z resztą jak pokazała myląc Ich imiona, nadal nie rozróżniała, wyszli, gdy w tle załączyło się `It must have been love` Roxette. No naprawdę? Złośliwość przedmiotów martwych...




******

Liza Torress - Nadal jestem utknięta, jakkolwiek śmiesznie to nie brzmi :D Flora dzięki Bogu żyje, i jeszcze nie zeszła na zawał, co jest dobrym znakiem dla ciągu dalszego opowiadania, bo brak jednej z głównych bohaterek mógłby naprawdę skomplikować sprawę :D

Ka. - Tak, mnie wizja Toma krzyczącego w progu też bardzo bawiła :D Co do zaskoczenia, liczę na to, że nasze bohaterki będą miały ich w tej historii wiele, jeśli tylko uda mi się napisać to tak, jak bym chciała oO

Dee - na miejscu Ali myślę, że w końcu też byś zwątpiła :D Co do konsekwencji, prędzej czy później się pojawią, ale przecież, kto by na to patrzył? :D